W kolejny wolny weekend 21-23 sierpnia ruszyliśmy w stronę LA ale nie do samego LA(w końcu ileż można ciągnąć romans z LA). Tak nawiasem mówiąc jak śmiesznie się czuję pisząc LA. Ponad rok temu gdy widziałam koszulki/czapki z LA nie przeszło mi nawet przez myśl że będzie mi dane zobaczyć Los Angeles. Mogę się pokusić o stwierdzenie że gdzieś tam w otchłani mojego umysłu miałam wizytę w LA za niemożliwą do zrealizowania! Wracając do tematu.
Chcieliśmy się zrelaksować i tym samym mój wtedy już 2 miesięczny chłoptaś znalazł świetna miejsce na oderwanie się od komputerów(słaby zasięg) i po prostu pobycie ze sobą.
Po paro godzinnej jeździe samochodem dotarliśmy do Big Bear Lake. Jest to miejsce wypadowe na weekend dla ludzi mieszkających w LA(tak jak Tahoe dla północnej Californi). Taka californijska wieś. Sami zobaczcie tą wieś:
To z drogi. Moje miśkowe podróżne skarpety muszą być! |
Najpierw trochę mnie:
CZAS NA MOJEGO MĘŻCZYZNĘ!
Ten to potrafi się zrelaksować! Niech nie zmyli Was ten uśmiech! po 5 sekundach pozowania ma mnie dość!
Linki: BearLake1 BearLake2
CZAS NA MOJEGO MĘŻCZYZNĘ!
Tak się pisze jego imię w Hindi!(podróże kształcą!:) |
Ten to potrafi się zrelaksować! Niech nie zmyli Was ten uśmiech! po 5 sekundach pozowania ma mnie dość!
PORA NA NAS!
Czasem go liznę!
a czasem ugryzę!
Wszytsko co dobre się kończy tak jak mój post!
Ktoś mi powie kto tu prowadził? Żadne nie patrzy przed siebie:) |
Jeszcze nudne filmiki jak ta wieś Kalifornijska wygląda:
Linki: BearLake1 BearLake2