Co robiłam? jadłam, pływałam, jadłam, zwiedzałam, jadłam, pływałam... i tak w nieskończoność a właściwie przez 8 dni.
Jakie były moje obowiązki? ŻADNE. Serio, przez 8 dni wzięłam eS. może 4 razy małą na ranny spacer kiedy to rodzice szykowali się do wyjścia. raz przebrałam jej pieluszkę i raz ubrałam w kostium kąpielowy. I za wszystko to co zrobiłam dziękowano mi milion razy. Nie zapominajmy o karmieniu, tak nakarmiłam ją 2 razy. Nie, nie głodziliśmy jej, jadła 4 posiłki dziennie:)
Mogłam robić co chciałam, oczywiście zabierałam się wszędzie z rodzinką bo mieli zajebiste plany.
Od początku.
Lot mieliśmy o 9,45 oczywiście nie obyło się bez przygód. W zeszłym roku ponoć host pomylił loty i nie zdążyli na swój więc lecieli dzień później. W tym roku taksówka nas wystawiła. Nie ma to jak California i przemili sąsiedzi którzy nie pracują. Trochę bagaży mieliśmy bo jedna wielka walizka, dwie małe, 4 torby, wózek, eS.(zaliczę ją do bagażu:D) i siedzonko do auta. Wsiedliśmy cali i zdrowi (no dobra eS. złapała przeziębienie) do samolotu i fruuu. Lot trwał niecałe 6h. przespałam lunch, no trudno...Przekąskę zjadłam. Co niektórzy pomyślą : 6 h z niespełna 2 letnim dzieckiem..katorga. Otóż nie, mała biegała po samolocie a krok w krok za nią tata:) Potem drzemka, jedzonko książka i wszystko na kolanach rodziców:) Mała mnie lubi i to bardzo jednak ilekroć szła na moje kolana HM rzekła "nie męcz Gosi":).
Lądowanie. Wypożyczenie samochodu i w drogę. Najpierw sklep z organiczną żywnością. Następnie kierunek: nasz nowy 8dniowy dom. Orientacja hosta w terenie jest masakryczna, tym samym wybrał trasę na około. Widoki były przecudne jednak chora, grymasząca lekko dwulatka w samochodzie plus rzeczy które powinny iść do lodówki i zamrażarki działały na niekorzyść hosta i wywołały irytacje u hostki:). Po nawróceniu i dotarciu na miejsce z minimum godzinnym opóźnieniem byliśmy lekko wyczerpani. W takich spartańskich warunkach przyszło mi mieszkać: Spartańska chata
Tego dnia mieliśmy siłę tylko na spacer po okolicy: 10 sekund : pierwszy basen. 20 sekund: drugi basen, oba należące do hotelu. Aż 30 sekund i ocean. yep żyłam w raju.
Trochę zdjęć zapodam: (dla tych którzy nie mają tej przyjemności mieć mnie w znajomych na fb)
30 sekund od kurortu |
Spacery to czysta przyjemność |
CZAS NA HIKING, kierunek: DIAMOND HEAD CRATER
Dziekuje, że zawitałaś na moim blogu !
OdpowiedzUsuńJa zazdroszczę Ci Hawaii ! Mam nadzieję, że mi też się uda tam wyjechać !
Pozdrawiam !
Wcale nie ZAZDRO!! :P
OdpowiedzUsuńAa weź a idź! W ogóle... nie lubię Cię O! :D
OdpowiedzUsuńW Lublinie też jest fajne, mamy park i takie inne.
OdpowiedzUsuńCo za spartańskie warunki tam mieliście! Jak ty wg tam wytrzymałaś xd?
OdpowiedzUsuńNiee, ja wcale nie zazdroszczę.. Nie nic a nic. No ale dobra masz świetną rodzinkę! Trzymaj sie w tej Ameryce! :)
Aa tak mi się jeszcze przypomniało, co z tym twoim rematchem? :D
Usuńraczej nie:D myślę o tym co jak nie będą chcieli mnie na drugi rok:(
Usuńale czad :D sama bym sie szarpnela na takie wakacje, ale ciezko z zarobkami au pair wiec ciesz sie ze cie tam zabrali :D
OdpowiedzUsuńNie dość że zabrali to jeszcze nie pracowałam za wiele:>
Usuńmusiało być przepięknie ;_; ja po cichu liczę, że moi zabiorą mnie nad morze do Danii, ale kto to wie!
OdpowiedzUsuńAloha <3
OdpowiedzUsuń